Forum www.starakartka.fora.pl Strona Główna www.starakartka.fora.pl
Forum czysto literackie
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

[M] Tajemnica Mona Lisy

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.starakartka.fora.pl Strona Główna -> Amaranth.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Reilane
Gość






PostWysłany: Nie 17:01, 13 Cze 2010    Temat postu: [M] Tajemnica Mona Lisy

W takim razie zamieszczam tutaj oficjalnie swój tekst z pojedynku, przyznając się do wszelkich błędów, jak i udanych zagrań. Smile

Dla Budoko, za to, iż była cierpliwa. :* Wspaniała przeciwniczka. ;D

Ciepłe promienie zachodzącego słońca padały na zielonooką dziewczynę, stojącą przed rozłożoną sztalugą. W prawej dłoni miała pędzel, w lewej zaś paletę. Nie wpatrywała się w obraz, lecz w dal, szukając natchnienia.
Jej uwagę przyciągały głównie migoczące wody Sekwany, odbijające rubinowo-pomarańczową łunę krwistej kuli, jeszcze niedawno będącą zwykłym słońcem.
Brunetka ponownie spojrzała na swoje niedokończone dzieło - portret konny narodowego bohatera, kroczącego dumnie brzegiem głównej rzeki Paryża, gdzie właśnie się znajdowała. U góry przypięta została stara fotografia przedstawiająca właśnie Napoleona Bonaparte, odległego przodka dziewczyny, którego nadzwyczaj podziwiała i starała się sportretować.
Kolejne pociągnięcia cienkiego pędzla dodawały głębi, niby niepozorne, niepotrzebne, jednak jeśli spojrzeć na całość, bez nich obraz wyglądałby płasko i nieciekawie. Mało czasu zostało do wystawy, zaledwie parę dni - przez ten czas dzieło Sophie musi być skończone i suche. Nigdy się nie spieszyła, gdyż pośpiech i stres mógłby trochę zepsuć wynik długiej pracy.
Wreszcie, po około godzinie czasu skończyła już całkowicie. Było już po zmierzchu, tylko liczne latarnie rzucały żółtawe światło. Odetchnęła głęboko, prostując plecy i odłożyła przybory. Ręce oczywiście wytarła w fartuch, a jakżeby inaczej. Ostrożnie postawiła wilgotne jeszcze płótno na ławce obok i spakowała swoje rzeczy. Następnie z powrotem wzięła swe dzieło, uważając bardzo, by go nie uszkodzić i powoli ruszyła w stronę metra.
Jak zawsze, zdążyła na ostatni swój pociąg metra numer dwanaście, najbliższego Musee D'Orsay, obok którego oddawała się we władanie sztuce.
Wsiadła do środka wraz z garstką innych ludzi i zajęła jedno z wolnych miejsc. Jechała zamyślona, kiedy nagle dosiadł się do niej jakiś nieznajomy mężczyzna o dziwnym spojrzeniu. Jak gdyby nigdy nic wepchnął dziewczynie w dłoń jakowąś karteczkę i zaraz potem z pośpiechem wysiadł na przystanku, niosąc pod pachą duży, owinięty w białe płótno przedmiot, który dojrzała tylko na ułamek sekundy.
Sophie wpatrywała się w ślad za nim zaskoczonym wzrokiem, nie wiedząc co o tym myśleć. Jeszcze nigdy nie znalazła się w takiej sytuacji. W końcu spojrzała na swoją dłoń i szczelnie weń zamkniętą karteczkę. Rozchyliła palce i otworzyła zmięty świstek.

"Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie dobro czyni."
Niedługo usłyszysz w radiu szokującą wiadomość.
Znajdź prawdę, gdy wszystkich zaślepią kłamstwa.
Spotkajmy się. Sprawa wielkiej wagi. Musisz nam pomóc.
Jutro. Godzina 6:00. Wieża Eiffla, trzecia kondygnacja.


Ściągnęła brwi, nic nie rozumiejąc. Jaką prawdę? Jakiego czynu? Komu pomóc? I w czym?!

***

Spojrzał na słońce. Za pół godziny sięgnie horyzontu - czas zaczynać. Czekała go wielka próba, która przy dzisiejszej technologii mogła zakończyć się niespodziewanym fiaskiem. Jednak... Nie. Ze swoim wyszkoleniem powinno mu się udać.
Uśmiechnął się lekko. Niedługo muzeum zostanie zamknięte - specjalnie na tę okazję miesiąc temu doprowadził w tylko sobie znany sposób zmianę godzin otwarcia. Powoli wprowadzał drobne poprawki tak, że nikt nawet się nie dowiedział, iż coś się szykuje. Coś na wielką skalę.
Poprawił czarną kurtkę, wepchnął głębiej do kieszeni kominiarkę i swoje narzędzia. Wziął parę głębokich wdechów i ruszył przez plac ku muzeum. Już niedługo zniknął w środku, szukając dogodnego miejsca na przeczekanie ostatnich dwudziestu minut.
W końcu wślizgnął się niepostrzeżenie do niewielkiego kantorku, gdzie przetrzymywane były środki czystości i tym podobne, używając automatycznego wytrycha. Mężczyzna potarł twarz, po czym spojrzał na zegarek. Pięć minut.
Na korytarzu już było słychać kroki strażników, sprawdzających, czy nikt nie pozostał w środku. Ostatni maruderzy już zapewne wyszli. Osunął się na posadzkę, znudzony. Jeszcze kolejne pół godziny i dopiero wtedy może ruszać do akcji.
Ocknął się z zamyślenia, kiedy zabrzęczała bezdźwięcznie jego komórka. Wyjął urządzenie i odczytał SMSa.
"Zaczynaj."
Skinął sam do siebie głową i założył kominiarkę, odetchnąwszy głęboko. Wyjął generator ultrafal, mały i poręczny, w sam raz do niepostrzeżonego wyłączenia kamer na czas, póki nie zmieni nagrywanego obrazu w jej okularze.
Wyślizgnął się z kantorka w momencie, kiedy minęła ten obszar pierwsza z kamer. Cicho niczym kot, zwinnie i szybko wyślizgnął się ze środka i znalazł się przy urządzeniu. Z małego pudełeczka wyciągnął prawie całkiem przeźroczyste szkiełka i drucik. Tym drugim pogmerał chwilkę w środku obudowy, zatrzymując pracę kamery na krótką chwilę. Akurat, żeby zdążył założyć na okular soczewkę z wcześniej wgranym weń filmem. Już miał zeskoczyć ze ściany, na którą się wdrapał, wykorzystując swe talenty przestępcze, kiedy przypomniał sobie o czujnikach laserowych.
- Perkele - zaklął. - Jeszcze tego brakowało. Tydzień temu nie było tu tego cholerstwa. Dzięki Bogu, że Tuomas zdążył mnie poinformować...
Z westchnieniem wzruszył ramionami i wyjął z torby czarne okulary, aby za chwilę założyć je, włączając ukryty przycisk.
- Wspaniale - mruknął do siebie z lekkim, drapieżnym uśmieszkiem i zeskoczył na posadzkę, sprawnie unikając wiązek laserowego światła.
Wpierw odnalazł generator czujnika ruchów i wyłączył go, by następnie niczym jeden z tych znających tajniki najlepszych starożytnych asasynów dotarł przed oblicze Mony Lisy.
- Witaj, piękna - wymruczał, spoglądając na jej wiecznie uśmiechnięte usta.
*
- Tu Etienne Souriau, z radia Francuski Dzień.
Czas na najświeższe fakty. Z narodowego Muzeum, Musee Du Louvre, dokładnie dwadzieścia minut temu zniknął światowej sławy obraz Leonarda da Vinci, a dokładniej - Mona Lisa. Niestety, nikt nie widział złodzieja, który niczym cień dokonał tej zbrodni. Policja nie chce ujawnić nagrania z kamer, krążą jednak pogłoski, że nic nie zarejestrowały. Złodziej posługiwał się najnowszą technologią, gdyż dopiero dziesięć minut po dokonaniu kradzieży policja otrzymała wiadomość od nieznajomego, iż taka sprawa miała miejsce. Alarm uruchomił się dopiero po wtargnięciu oddziałów specjalnych. Cały teren został zabezpieczony.

Jak na razie to wszystko, co wiadomo o tym wydarzeniu. Policja ma nadzieję, że szybko złapią złoczyńcę i odpowiednio go ukarzą. Nadzieję, jaką żywimy również my wszyscy.

Dziękuję za uwagę, Etienne Souriau, radio Francuski Dzień. Miłej nocy.

Serce Sophie omal nie zgubiło jednego uderzenia, kiedy usłyszała szokujące wiadomości. Jeszcze nikomu nie udało się wykraść tak wartościowego obrazu, który na dodatek był jednym z najlepiej chronionych przedmiotów świata!
Przełknęła z trudem ślinę i rozejrzała się niespokojnie dookoła. Nieliczni ludzie w pociągu wydawali się być całkowicie spokojni, jedynie niektórzy rozmawiali ze sobą ściszonymi głosami o tym co przed chwilą usłyszeli w radiu. Po raz kolejny młoda kobieta rozwinęła karteczkę z wiadomością. Była pewna, iż ten mężczyzna miał coś wspólnego z kradzieżą. Teraz wystarczy tylko czekać na następny dzień, aby wszystkiego się dowiedzieć.

Pół godziny przed wyznaczonym czasem spotkania Sophie już była pod wieżą. Zajęła miejsce na jednej z ławeczek blisko konstrukcji, beznamiętnie przyglądając się przechodniom. Mimo dosyć wczesnej pory coraz więcej ludzi kręciło się po uliczkach. Wyciągnęła z torby szkicownik, z którym się nie rozstawała i ołówkiem zaczęła kreślić na czystej kartce mężczyznę, który siedział na ławeczce prawie że naprzeciw niej. Czytał książkę z nieznacznym uśmieszkiem na ładnie skrojonych, wąskich ustach. Rysując, przyglądała się, jak wodzi ciemnymi oczyma po linijkach tekstu, przewraca kolejne kartki, czasami uśmiechając się troszkę szerzej, najwidoczniej czytając coś zabawnego.
Zajmowała się właśnie cieniowaniem, kiedy ujrzała przed sobą czyjeś nogi w czarnych dżinsach. Powiodła szybko wzrokiem po sylwetce aż do twarzy i prawie się nie zachłysnęła, zobaczywszy młodego mężczyznę, którego właśnie szkicowała.
- Czyżbym był aż tak interesujący, aby mnie rysować? - zapytał z nutką ironii, uśmiechając się szelmowsko. Uniósł jedną brew.
- Nie.. Znaczy się... Ja po prostu... - zaczęła się jąkać.
- Zresztą, nieważne. Mogę się dosiąść? - Nie czekając na odpowiedź, zajął miejsce koło dziewczyny. Kiedy kątem oka przyglądała mu się, z zaskoczeniem stwierdziła, iż to przecież ten mężczyzna, który jechał z nią w metrze i chciał umówić się na spotkanie.
- Mieliśmy się spotkać...
- Tak, wiem, na wieży, jednak skoro znaleźliśmy się tutaj, to nie ma sprawy - powiedział, nie dając dziewczynie dokończyć zdania.
- Więc... Co chciałeś mi przekazać tymi zagadkami? - przeszła do rzeczy. Czuła się spięta w obecności nieznajomego
- Najpierw się przedstawię. Aki Hakkanen. Nie, nie jestem tutejszy - dodał, widząc zaskoczoną minę towarzyszki, kiedy usłyszała jego jakże dziwne nazwisko. - Wpadłem do Francji załatwić jedynie parę spraw. A ty musisz mi w tym pomóc, Sophie.
Brunetka nawet nie spytała się, skąd zna jej imię. Pewnie wiele o niej wiedział, skoro zachowywał się, jakby byli starymi przyjaciółmi, chociaż dziewczyna widziała go pierwszy raz wczorajszej nocy. No cóż, niechaj już będzie...
- W takim razie mów, o co chodzi.
- Słuchałaś wczoraj uważnie wiadomości, prawda? Otóż... To ja ukradłem Mona Lisę.
- Że co?! - Zerwała się z ławki niczym oparzona. Aki wstał za nią, widząc, iż jej ręka już podąża w kierunku komórki schowanej w kieszeni.
- Zaczekaj! Daj mi wytłumaczyć! Nie po to się trudziłem, wymyślając dla ciebie jakąś sensowną wiadomość! - wysyczał szatyn, łapiąc Sophie za ramię, ta jednak nie wyrwała się. - Tu chodzi o coś więcej niż tylko kradzież i niż bycie sławnym złodziejem, bo nim tak naprawdę jestem. Chodź, przejdźmy się, a ci wszystko wytłumaczę.
Młoda kobieta założyła za ucho pukiel włosów, przyglądając się nowemu znajomemu z groźnym pobłyskiem w zielonych oczach. Ten wziął ją pod ramię i poprowadził wzdłuż promenady. Zaczął całkowicie otwarcie, wpierw od tego, iż jest światowej klasy złodziejem, jednym z elity, o ile nie najlepszym. Opowiadał, jak to nigdy go nikt nie przyuważył, ile cennych rzeczy ukradł (najczęściej dla sportu, później odkładał wszystko na swoje miejsce). Jak to omal go nie przyłapali, kiedy to włamał się do najlepiej strzeżonego budynku świata, aby spłatać policji psikusa na Prima Aprilis. W tym miejscu zaśmiał się lekko, prawie beztrosko.
Potem zaczął mówić, jak to zgłosił się do niego pewien podejrzanie wyglądający mężczyzna, o oczach w odcieniu głębokiego fioletu, jarzących się delikatnie. Został przez niego złapany w ciemnej uliczce i przyszpilony do ściany skumulowanym, zagęszczonym powietrzem. Dopiero potem ów nieznajomy pozwolił Akiemu spokojnie z sobą porozmawiać. Okazało się, iż miał fascynującą ofertę - "uprowadzenie" Mony Lisy z Luwru, aby za kilkanaście dni z powrotem ją oddać. Tak, aby nikt nie zauważył, że zniknęła, dopóki on tak nie zadecyduje, tak samo przy jej powrocie. By pod osłoną nocy opuściła budynek, a w świetle dnia wróciła na swe miejsce. Następnie wytłumaczył, dlaczego jest aż tak potrzebna.
Podobno Leonardo da Vinci, jej autor, był niezwykłym człowiekiem. Podobno był przodkiem nieznajomego. Podobno pochodził z innego świata, gdzie cywilizacja przewyższała tę z tamtych lat i chciał pomóc ludzkości, konstruując różnorakie wynalazki, malując dzieła o drugiej stronie ich znaczenia. Podobno jego obrazy mają w sobie magię tamtego świata. Podobno Mona Lisa jest portalem...
Podobno.
- Ale zaraz, zaczekaj. Do czego ja jestem wam potrzebna? - przerwała Sophie, patrząc z powagą i niezrozumieniem na Akiego.
- Jak to do czego? - zdumiał się mężczyzna, unosząc brwi. - Musisz stworzyć dokładną kopię dzieła. Nie martw się, pomogę ci.
- Że co?! - krzyknęła, nie mogąc dłużej opanowywać emocji. - Nie, nie i jeszcze raz nie! Zresztą zajęłoby to bardzo dużo czasu. Nie zgadzam się.
- A teraz ? - Aki uśmiechnął się szelmowsko, wyciągając czek na miliard euro. Dziewczynę wprost zatkało.
- Weź to. Nie biorę tak dużej sumy za zrobienie kopii - minęła go, jednak ten szybko do niej dołączył. - Dobrze, zrobię to, ale nie dla tej kasy. Możesz mi zapłacić ćwierć tego, co tam masz - powiedziała chłodno.
- Niech ci będzie. Kiedy zabierasz się do roboty? - spytał po chwili ciszy.
- A na kiedy obraz jest potrzebny?
- Najdalej za... Tydzień.
- Tydzień?! - zatrzymała się; Aki co rusz ją szokował. - Nie zdążę przez tydzień! Zajmie mi to co najmniej z... Miesiąc! Nie wiesz, jak długo schnie farba olejna, jak wiele trzeba będzie zrobić poprawek ile przy tym robo... - zamilkła, gdyż młodzieniec położył palec na jej ustach.
- Jestem też tutaj między innymi dlatego, by ci pomóc, Sophie. Wiem, ile to roboty, lecz z pomocą magii owego fioletowookiego mężczyzny zdążysz na czas. Więc kiedy zabierzesz się do roboty ?
- Dzisiaj.

*

- W takim razie jak zamierzasz przyspieszyć czas mojej pracy? - spytała się dziewczyna, opierając o ścianę budynku, za którym się znajdowali.
Uniosła sceptycznie brew, nie kryjąc jednak ciekawości w szmaragdowych oczach. Sztaluga była już rozstawiona, czyste płótno o dokładnie takich samych wymiarach jak oryginał oraz reszta potrzebnych przedmiotów.
- Proszę bardzo, madame.
Ze swojej przepastnej torby wyjął spore pudełko, pędzle (co zdziwiło Sophie - przecież miała własne zasoby) i jakieś dziwne urządzenia - podłużna lampa o fioletowej żarówce (cokolwiek to było, tak właśnie wyglądało) i dziwnymi przyciskami, małe tajemnicze pudełeczko, które wyglądało na maksymalnie wytrzymałe oraz większy wynalazek z dotykowym dwustronnym panelem i wieloma przyciskami i kilkoma pokrędełkami.
Sophie wpatrywała się w to wszystko głęboko zaskoczona, gdyż nie spodziewała się czegoś takiego. Tak właściwie to sama nawet nie miała pojęcia, czego się spodziewać. W końcu przezwyciężyła się i podeszła niby od niechcenia do Akiego.
- No ciekawe, jak to ma niby pomóc mi w pracy - sarknęła.
- Proszę, pozwól mi to zaprezentować. - Odsunął ją z szelmowskim uśmiechem i poszedł do hangaru, by po chwili wrócić z płaskim, prostokątnym przedmiotem okrytym białym płótnem.
Ze stoickim spokojem odwinął obraz, odkrywając wieczny uśmiech najsławniejszej kobiety świata i podał dziewczynie. Brunetka z wielką ostrożnością wzięła go w ręce, z namaszczeniem.
- Cudowna - szepnęła cicho.
Jakiś czas przyglądała się dziełu, aby potem je ustawić na drugiej sztaludze. Odsunęła się o parę kroków, stając przy Akim. Ten objął ją ramieniem, jednak Sophie nie zwróciła na to uwagi. Jeszcze nigdy nie była tak blisko Mony Lisy, nie dotykała jej. A kiedy to się stało przeszył ją dreszcz, prąd biegnący przez kręgosłup, poprzez serce, wprost do umysłu.
- Piękna, nieprawdaż? - powiedział Aki nie oczekując na odpowiedź. - Ale, niestety, czas się brać do roboty. Chodź, musimy coś zrobić, chociaż to ci się pewnie nie spodoba, moja droga. - Minę miał nieprzeniknioną, kiedy wyjął z kieszeni tajemnicze pudełeczko.
- Co to jest?
- To? - wzruszył ramionami. - To jest chip. Mojego dzieła, przesączone magią Nieznajomego. Muszę ci go wszczepić, żeby wyostrzyć twoją podświadomość, w pełni obudzić talent. Ostrzegam, że to może być bardzo nieprzyjemne, jednak przynosi niesamowite skutki.
- Że co... Nie... Ja... - wyjąkała dziewczyna, zszokowanym, przestraszonym wzrokiem wpatrując się w towarzysza.
- Musisz. Inaczej możesz nie zdążyć, możesz nie zdołać oszukać ludzkości, zwieść nas. Proszę, Sophie. - Wziął ją w ramiona i spojrzał głęboko w oczy. - Zrób to dla nas, dla mnie, dla ludzkości. Trzeba oddać portret Nieznajomemu, gdyż inaczej do tego świata przedostanie się Zło z równoległego Wymiaru. Nie rozumiem tego, ty zapewne też nie, jednak wyraz oczu, głos tego magicznego człowieka... - Pokręcił głową.
- Dobrze...
Otworzył pudełeczko tylko sobie znanym sposobem (zagadka, gdyż nie miało żadnego wejścia na kluczyk, żadnej szczeliny) i odsłonił swój wynalazek. Przypominał kleszcza, czy też pająka. Aki ostrożnie wyjął chip i odgarnął włosy z karku dziewczyny. Pocałował ją szyję, aby zaraz potem aktywować ''robaka" i przyczepić urządzenie do skóry Sophie.
Ta jęknęła przeciągle, gdyż maszyna rozcięła jej skórę i weszła w głąb ciała, szukając drogi do najbliższego głównego nerwu. W pewnym momencie dziewczynę przeszył ból jakiego sobie jeszcze nie wyobrażała i, wraz z feerią barw, głosów i uczuć, zemdlała.

*

- Sophie, Sophie!
Usłyszała gdzieś męski głos, jakby z oddali.
- Obudź się, już długo spałaś! - za udawanym oskarżycielskim tonem przebrzmiewał strach, obawa.
No już dobrze, dobrze, pomyślała. Skupiła się i otworzyła oczy, aby zaraz je zamknąć, gdyż niesamowicie zakręciło się jej w głowie.
- Wreszcie! Już myślałem, że się nie ockniesz, śpiąca królewno - poczuła czyjś delikatny pocałunek na czole.
- Co się... Co się stało? - Poczuła nagle ostry ból w karku i złapała się za szyję z głośnym jękiem. Nagle wszystko się jej przypomniało. - Co ty mi zrobiłeś? - syknęła, otwierając gwałtownie oczy. Nie zwróciła nawet uwagi na otoczenie.
Złapała szatyna za koszulkę i wpatrując się w jego twarz o ostrych rysach zażądała wyjaśnień. Dopiero teraz zauważyła, że ma takie fascynujące oczy - mieszanka głębokiego fioletu na pograniczu z czernią, kapka czerwieni mieszającej się ze złotem rozchodzące się niczym promienie od źrenicy i granatową obwódkę.
- Ja? - zapytał głupio. - Po prostu wszczepiłem ci chip, który obudził w tobie wrodzony talent i wyostrzył zmysły - uśmiechnął się.
Sophie chciała coś powiedzieć, odgryźć się mu za to, co zrobił, jednak nie mogła wydusić z siebie żadnego słowa. W końcu go puściła i usiadła, przecierając oczy. Kiedy znów je otworzyła, oniemiała z wrażenia.
Drzewa za hangarem mieniły się wieloma odcieniami zieleni, poprzetykane niekiedy pomarańczem czy żółcią i innymi kolorami. Niebo grało feerią barw, od błękitnej bieli po ciemny kobalt. Rozglądała się zachwycona, pożerając wzrokiem coraz to nowsze widoki.
- Robi wrażenie, co nie?- usłyszała obojętny głos za sobą.
Odwróciła się i ujrzała Akiego, opartego o ścianę starego hangaru. Miał kamienną twarz, wypraną z emocji.
- Tak, robi... Aki, ja cię przepraszam. Po prostu bałam się tego, co mi zrobiłeś - zarumieniła się.
- Nie ma sprawy - rzucił tylko i zamilkł. Sophie zabrała się do pracy, kiedy już przekonała się, że nie nawiąże z nim rozmowy.
Aki odzywał się jedynie tylko wtedy, by wytłumaczyć, jak się obsługuje dane urządzenie, jak na dotykowym panelu zapisać tylko pierwszą warstwę obrazu i kolejne, jak utwardzić farbę i uzyskać dokładną kopię koloru, z czym jednak przy nowych zdolnościach dziewczyny nie było problemu.

*

- Ostatnie cieniowania i będzie gotowe - mruknęła Sophie, odgarniając włosy z pobrudzonego farbą czoła. Za jej plecami stanął Aki.
- Kobieto... Jesteś... Jesteś niesamowita! - Szczęka opadła mu z wrażenia, gdyż przed nim stała prawie idealna kopia Mony Lisy - brakowało tylko postarzenia specjalną lampą, za którą Sophie już złapała.
Włączyła ją jednym z przycisków, małym dotykowym panelem nań zamieszczonym ustawiła datę, miejsce powstania oraz natężenie fioletowego światła. Tak, jak ją nauczył Aki.
- Szkoda mi trochę, że to już koniec naszej współpracy, w sumie to nie byłeś aż tak upierdliwy, jak się z początku wydawało - uśmiechnęła się ciepło do mężczyzny, który położył jej dłoń na ramieniu, nie przeszkadzając jednak w pracy.
- Mi też, Soph. W sumie, to nie byłaś aż tak złośliwa i wkurzająca - pocałował ją delikatnie w szyję.
- Proszę, już dosyć tych czułości. - Odskoczyli od siebie, obracając się gwałtownie; dziewczynie omal nie wypadła z ręki cenna lampa, chociaż i tak już trochę za długo przytrzymywała ją przed swoją kopią.
Z cienia wyłonił się wysoki, szpakowaty mężczyzna z błyszczącymi, niezwykle fioletowymi oczyma.
- Nieznajomy... - szepnęła brunetka z nutką strachu w głosie.
- Widzę, że już skończyłaś. Bardzo dobrze, baaardzo dobrze - uśmiechnął się , spoglądając z uznaniem na idealną kopię najsławniejszego dzieła.
Sophie przypadła do Akiego, gdyż mimo wszystko odczuwała lęk przed fioletowookim. Ten objął ją, uważnie przyglądając się spod ściągniętych brwi swojemu zleceniodawcy. On zaś przytknął do oka jakowyś dziwny okular i przyglądał się to oryginałowi, to kopii, z coraz większym uśmiechem na wąsko skrojonych ustach.
- Felicitations! Gratulacje! - Obrócił się do nich na pięcie. - Oto prawdziwa mistrzyni.
- Bez pomocy pana... Magii - odparła obojętnym głosem Soph - i urządzeń Akiego nie dokonałabym tego.
- Ważne, że się stało. A teraz zapraszam na pewien mały pokaz.
Nieznajomy odgarnął poły płaszcza i odsunął sztalugę z kopią, by podejść do oryginalnego obrazu. Szepcząc jakieś dziwacznie brzmiące słowa dotknął paznokciem płótna. Oczy mężczyzny zaczęły jarzyć się fioletem, tak samo jak skumulowana magia na czubku jego palca. Począł wodzić po dziele, rysując nań jakiś tajemniczo wyglądający rysunek, z którego para rozróżniała jedynie nieposkładane linie oraz niezrozumiałe symbole, świecące się purpurowo.
Wtem z obrazu zaczęło sączyć się jaskrawe światło, rosnąc do sporych rozmiarów.
- Wreszcie... Nareszcie wracam do swego Wymiaru - szepnął z czcią i wzruszeniem fioletowooki i spojrzał przez ramię na Sophie i Akiego. - Spodziewajcie się daru. Dostaniecie go, gdy nadejdzie czas. Żegnajcie.
Z tymi słowy zniknął w blasku wraz z potężnym rozbłyskiem, który oślepił artystkę i złodzieja. Odwrócili się , porażeni nagłym nadmiarem jasności. Trwali tak, dopóty się nie skończyło. Wtedy zaś spojrzeli sobie w oczy, z jakowymś smutkiem zalegającym na dnie serc.
- Teraz już pewnie nigdy się nie spotkamy - powiedział cicho Aki, gładząc policzek dziewczyny. - Kto by zaufał takiemu przestępcy jak ja...
Soph położyła mu jednak palec na ustach. Mimo, iż starała się opanować łzy, wiążące się z ich przyszłą rozłąką, to jednak jedna kryształowa kropelka spłynęła jej po policzku.
- Mimo wszystko, to był najwspanialszy tydzień mojego dotychczasowego życia, które dotychczas było takie szare. Sprawiłeś, iż nabrało ekscytacji, pewnego niesamowitego posmaku. Dziękuję...
Wtuliła się w ramię mężczyzny, upajając jego zapachem. Chciała nacieszyć się jego obecnością, gdyż złudne serce od pewnego momentu zaczęło właśnie do tego złodzieja bić szybciej.
Aki niechętnie wypuścił dziewczynę z objęć i bez słowa zapakował kopię Mony Lisy (w końcu kiedyś musiał odłożyć na miejsce), by po chwili wraz z nim wrócić do Sophie.
- Żegnaj, moja piękna. Nie zapomnę. Ty też pamiętaj. - Z tymi słowy na ustach pochylił się nad nią i pocałował czule i namiętnie. Jednak krótko. Za krótko. To było o wiele za mało dla dwóch serc...
Mężczyzna odwrócił się i odprowadzony niemym pożegnaniem smutnych szmaragdowych ocząt zniknął w wieczornym mroku.


Ostatnio zmieniony przez Reilane dnia Wto 16:03, 30 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Gość







PostWysłany: Wto 21:36, 22 Cze 2010    Temat postu:

Kajam się, kajam za zwłokę. Mam nadzieję, że mi wybaczysz, Anth. W każdym razie nadrabiam zaległości. Mnie przypadła palma pierwszeństwa, więc pozwolisz, że wytknę błędy. Więc:

Cytat:
Ciepłe promienie zachodzącego słońca padały na zielonooką dziewczynę, stojącą przed rozłożoną sztalugą. W prawej dłoni miała pędzel, w lewej zaś sztalugę.


Powtórzenie "sztalugę"

Cytat:
łunę krwistej kuli, która jeszcze niedawno była zwykłym słońcem.
Brunetka ponownie spojrzała na swoje niedokończone dzieło - portret konny narodowego bohatera, kroczącego dumnie brzegiem głównej rzeki Paryża, nad którą właśnie się znajdowała. U góry przypięta została stara fotografia przedstawiająca właśnie Napoleona Bonaparte, odległego przodka dziewczyny, którego...


powtórzenie "która". Sama mam z tym niemały kłopot, muszę zmieniać całą konstrukcję zdania, najbardziej polecam zamianę "która [coś tam, zależy]" na imiesłów przysłówkowy, jeśli [coś tam] była przymiotnikiem lub zdanie miało konstrukcję bierną.

Cytat:
sięgnie horyzontu


źle użyłaś wyrazu. Raz, że "sięgnie" kojarzy się raczej ze wschodem, bo jak sięgamy, to zazwyczaj w górę lub na bok, nigdy w dół (przynajmniej ja się z tym nie spotkałam).

Cytat:
Ze swoimi zdolnościami powinno mu się udać.


Nie wygląda mi to na błąd, ale nieźle mi zgrzytnęło przy czytaniu. Coś mi się wydaje, że to wina nagłej zmiany w końcówce fleksyjnej czy zmiany rodzaju (swoimi zdolnościami kojarzy się z dziewczynami, a powinno - z rodzajem nijakim)

Cytat:
z wcześniej nagranym weń filmem


chyba wgranym czy zapisanym. Nagrywasz coś, nie w czymś.

Cytat:
zaklął.- Jeszcze


Zamiast łącznika pauzę bym prosiła.

Cytat:
Jeszcze tego brakowało. Jeszcze tydzień temu...


Powtórzenie "jeszcze"

Cytat:
dokonaniu kradzieży policja dostała cynk od..."


W radiu raczej unikają zwrotów potocznych. Przynajmniej w zetce, innych nie mam okazji słuchać.

Cytat:
aby spłatać milicji


Z tego co mi wiadomo, Francja nie była krajem komunistycznym, więc nie ma mowy o milicji, najwyżej o policji.

Cytat:
szybko do niej dołączył.- Dobrze...


Pauza zamiast łącznika.

Cytat:
No ciekawe, jak to niby ma mi pomóc w mej pracy[...]
- Pozwól, proszę, mi to zaprezentować.


Sztucznie to brzmi. Nawet ja na co dzień nie mówię "mej pracy". Poza tym w tym drugim zmieniłabym szyk zdania. A na dokładkę dodam, że zazwyczaj jest odwrotnie - najpierw mężczyzna jest taki słodki i uległy, a potem zaczyna łapać mocno za ramię.

Cytat:
Proszę, Sophie - wziął ją w ramiona i spojrzał głęboko w oczy.- Zrób...


Raz że pauza potrzebna. Dwa, że po "Sophie" powinna być kropka, a "wziął" napisane wielką literą.

Cytat:
Pocałował ją szyję, aby zaraz potem aktywować ''robaka" i przyczepić ją...


Zaimki to zUo wcielone, jeśli się ich nadużywa.

Cytat:
Nagle wszystko się jej przypomniało.- Co...


Pauza.

Cytat:
czy żółcią i innymi barwami. Niebo grało feerią barw


powtórzenie "barw"

Cytat:
Trwali tak, dopóty


dopóki. Dopóty to inaczej "dotąd".

Hmm, mam mieszane uczucia. Zachwyt minął, a raczej został pogrzebany przez błędy na początku. Tekst wymaga dopieszczenia, wtedy będzie całkiem, całkiem. Poprawić błędy, uważać na nie, interpunkcja trochę wymknęła się spod kontroli, ale poczytaj [link widoczny dla zalogowanych] i będzie lepiej, jak sądzę. Jesteś taki nieoszlifowany diamencik - pod pozornymi okryciami kryje się dość spory talencik.
Pozdrawiam,
Kiran


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Wto 21:37, 22 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Gość







PostWysłany: Śro 11:24, 23 Cze 2010    Temat postu:

Przepraszam, ale czy nie powinno być czasem "Tajemnica Mony Lisy"? Nie odmienia się tego pierwszego wyrazu w nazwie obrazu? (Rany, ale rymy...) Tak się chciałam upewnić, bo tu widzę, że się odmienia, tam, że nie.
Co do błędów, poprawiałam jedynie przecinki i błędy ortograficzne, więc z tym nie do mnie. Od powtórzeń i tych takich trzymałam się z daleka, ale wiadomo, mogło mi coś umknąć.
Jeśli natomiast chodzi o sam tekst, to faktycznie jest podobny do tego filmu "Vinci", tylko z wplecionymi elementami fantastycznymi. Mimo to czyta się szybko, łatwo i dobrze. Anth, gratuluję wspaniałych opisów, jak je czytam, to aż ci ich zazdroszczę ^^. W dialogach faktycznie nie powinno używać się takiego czegoś jak "ma praca" na ten przykład, bo to nienaturalne. Oczywiście chodzi mi tu jedynie o współczesność, bo do średniowiecza pewnie by pasowało. Ogólnie jednak mam miłe wrażenie po przeczytaniu tekstu i gratuluję wygranej.
Mel
Powrót do góry
Reilane
Gość






PostWysłany: Czw 17:07, 24 Cze 2010    Temat postu:

Dziękuję ślicznie za wytknięcie błędów, Kir. Poprawię je w najbliższym czasie, gdy będę mogła w ciszy i spokoju zasiąść przed laptopem. Ach, i jeszcze jedno. Przepraszam, jednak nie orientuję się w ogóle, kiedy zamiast łącznika wstawiać pauzę. A co do milicji - cóż, tutaj także jest błąd, świadczący w pewnym stopniu o moim niedoborze wiedzy. I dziękuję za podsumowanie, jeszcze taki ładny rym Ci się udał. Razz

Mel, co do odmiany nazwy - wydaje mi się, że jednak dobrze to zrobiłam, nawet moja mama też tak myśli, jednak pewna stuprocentowo to nie jestem.
I przysięgam, że nawet nie oglądałam tego filmu "Vinci", o którym po raz kolejny ktoś wspomniał. Naprawdę. Słyszałam co nieco o nim, oglądając telewizję i na tym się kończy. Po prostu mały zbieg okoliczności.
Ach, a co do tego zwrotu "ma praca", o którym ty też Mel wspomniałaś, to przyznam się, że czasem sama tak mówię. ^^" Chociaż to tylko jeśli chcę się lekko powygłupiać, czy też uwypuklić coś. Wink

I jeszcze raz ślicznie dziękuję Wam za pochwały. Teraz czuję się choć trochę doceniona...
Powrót do góry
Gość







PostWysłany: Czw 18:46, 24 Cze 2010    Temat postu:

Wiesz, Anth, milicja może kojarzyć się ze słowem policja. Łącznik stawiamy np. biało-czarny. Ten myślnik łączący oba wyrazy to łącznik. A pauza w dialogach ogólnie. Na końcu i na początku dialogu (z tym, że z tym początkiem pewna nie jestem; albo pauza, albo półpauza) np.
- Kiedy pójdziemy do kina? - zapytała ze złością dziewczynka.
W takim wypadku oba myślniki przybrały postać pauzy, która słownie wygląda tak:
spacja, myślnik, spacja, tekst, spacja, myślnik, spacja, tekst (w zależności od tekstu końcowego pojawia się kropka lub jej brak. Wkrada się wtedy między tekst drugi a spację trzecią, ale o tym już wiesz).
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.starakartka.fora.pl Strona Główna -> Amaranth. Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin