Forum www.starakartka.fora.pl Strona Główna www.starakartka.fora.pl
Forum czysto literackie
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

[Z] Mariette Terry.

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.starakartka.fora.pl Strona Główna -> Nika
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Śro 21:19, 30 Cze 2010    Temat postu: [Z] Mariette Terry.

Ciemny pokój wyglądał jak przed remontem. Ściany były odrapane, pozostałości po białej tapecie w balony były już szare. Żarówka dawała lekkie światło, które padało zaledwie na podłogę pod nią. Pomieszczenie było małe, ledwie mieściło się w nim łóżko i biurko. Szafka stała wciśnięta w najdalszy róg. Każdy z mebli był zniszczony, miał wiele rys. Na oko miały co najmniej piętnaście lat.
Na zdewastowanym łóżku siedziała szczupła i wysoka szesnastolatka. Z jej oczu ciekły łzy. Nogi miała podkulone pod brodę. Jej rude włosy, długie do łopatek, oblepiały zarumienione policzki po których ciekły słonawe krople. Ciemnoniebieskie oczy dziewczyny wyrażały straszny smutek. Nawet kilka miesięcy temu nie była aż tak smutna.
Do obskurnego pokoju wszedł stary mężczyzna. Kilkudniowy zarost raził w oczy na jego okrągłej buzi. Czarne włosy miał przetłuszczone, a kiedyś biała podkoszulka miała na sobie mnóstwo plam. Przekroczył próg nie zważając na kartkę przywieszoną do drzwi z napisem „PROSZĘ PUKAĆ!” dużymi, wyraźnymi literami.
- Mariette – zaczął. Dziewczyna nie reagowała, tylko wciąż trzęsła się od szlochu. – Skarbie – powiedział miłym głosem. – Przepraszam. To się więcej nie powtórzy.
Mariette podniosła głowę do góry i zmroziła mężczyznę spojrzeniem. Na jej policzku było widać siniec od uderzenia.
- Co dwa dni powtarzasz to samo! – krzyknęła z wyrzutem. – Mamy trzysta dolarów na koncie! Rozumiesz? Tobie wystarczy to na trzy dni! Ale musimy coś jeść!
Roberto pokiwał głową. Jego twarz wyrażała skruchę, lecz oczy mówiły, jak bardzo denerwuje go fakt, że szesnastolatka decyduje o funduszach. Wiedział, że czasem przesadza. Wielokrotnie przepraszał swą córkę, lecz od śmierci jej matki nie potrafił wystarczająco się pozbierać, by stawić czoła nałogowi. Nie wiedział, że zostało im tak mało. Mógłby przysiąc, że kilka dni temu widział tam jeszcze ponad dwa tysiące.
- Marie, przepraszam. Wybacz mi, proszę.
Niebieskie oczy dziewczyny zapłonęły nadzieją, lecz ujrzały grymas na twarzy ojca. Poznała go doskonale, zawsze robił taką minę, gdy nie przepraszał szczerze. Jej oczy zapłonęły gniewem po czym odwróciła się tyłem do rodzica.
- Idź się wykąpać. Póki mamy z czego zapłacić za ciepłą wodę – warknęła.
Mężczyzna wyszedł z pokoju. Zadziwiająco głośno szurał papciami, jakby oczekiwał, że Mariette podbiegnie do niego z przeprosinami za zły ton. Już od dawna wiedział, że stracił resztki autorytetu w oczach córki, lecz nie doskwierało mu to tak bardzo jak w tym momencie. Czuł, że nie mógł liczyć na jej pomoc w wyjściu z nałogu, ale uprzednio miał chociaż resztki nadziei. W obecnej sytuacji stracił nawet to.
Dziewczynę przestały interesować uczucia ojca. Nie zawahała się kłamać, bo nie widziała powodu, by mówić mu prawdę. Błagałby ją, aby z nim została. A ona chciała poczuć się wolna i kochana. Kiedyś miała plany pozostania tam aż do osiemnastki. Przeczekać te dwa lata męki i wyprowadzić się właśnie wtedy, kiedy będzie pełnoletnia w świetle prawa. Kilka dni temu jednak poczuła, że dwa lata to zbyt długi okres jak dla niej. Nie była w stanie kolejnych siedmiuset trzydziestu dni spędzić na oglądaniu pijanej twarzy ojca, pudrowania siniaków i uczenia się po kryjomu, tak, aby w szale mężczyzna nie potargał książek.
Gdy usłyszała, że rodzic wychodzi z łazienki i idzie do małego pokoju znajdującego się obok jej, chwyciła piżamę i poszła się umyć. Wyjęła jeszcze z szafki mydełko, które kupiła na podróż i wyszła z pomieszczenia.
Łazienka nie była mniej obskurna niż jej pokój, lecz był przynajmniej w miarę nowy prysznic. Postawiła na pralce mydło, po czym ułamała kawałeczek. Odkręciła kurek, by woda zdążyła się nagrzać i weszła w klapkach pod prysznic. Pomimo jej usilnych prób dbania o czystość, łazienka była najbrudniejszym miejscem w całym mieszkaniu. Mariette wiedziała, że wszystko byłoby zupełnie inaczej, gdyby jej ojciec zechciał wyręczyć ją choć w jednej rzeczy. Nigdy jeszcze nie mogła liczyć na współpracę z nim, więc nie przejmowała się tym tak bardzo, jak wtedy, gdyby poznała jego troskę.
Dziewczyna weszła pod ciepły strumień wody i poczuła się jakby wszystko z niej spływało. Nie interesował jej ojciec, który w pokoju obok rozbijał szklanki. Nie słuchała sumienia, które podpowiadało jej, że ma pomóc ojcu. Miała to gdzieś, chciała żyć normalnie. Ciecz zmoczyła jej rude włosy, które po kilku sekundach przykleiły się do jej ciała.
Po dziesięciu minutach kąpieli wytarła się ręcznikiem i umyła zęby. Po cichu, ubrana w biały top i czarne, krótkie spodenki, wymknęła się do pokoju. Nie chciała, by jej tata usłyszał, że wyszła. Wolała, kiedy nie przychodził do jej pokoju, by porozmawiać. Wieczorami nachodziła go rola dobrego ojca, wypytywał o chłopaków, koleżanki. Mariette zawsze spławiała go, nawet gdyby chciała to nie miała o kim opowiadać. Dziewczyny ze szkoły nie lubiły jej, bo nie ubierała się zgodnie z najnowszą modą. Chłopcy z kolei woleli śmiałe i odważne dziewczyny. Mariette zdecydowanie taka była, lecz nie w stosunku do nich. Była ostrożna, nie zawierała bliższych znajomości. Nie chciała nikogo zapraszać do domu, a byłoby to nie uniknione.
Często siadała w kącie korytarza lub na ławce w parku i przyglądała się zakochanym parom, grupkom przyjaciół. Widziała śmiejące się dziewczyny z lodami w rękach. Chłopaków, którzy ze słuchawkami na uszach, przechodzili obok niej obojętnie. Najbardziej jednak lubiła obserwować małe dzieci oraz pary. Wyobrażała sobie wtedy, że też była mała. Najczęściej uosabiała się z postacią małej, blond włosej dziewczynki o imieniu Mary. Przychodziła do parku z babcią lub mamą. Biegała pośród drzew, kwiatów i krzewów zupełnie nie przejmując się niczym. Jej mama – Abigail – dosiadła się kiedyś do Mariette. Rozmawiały o życiu, miłości, problemach. Ojciec Mary był alkoholikiem, bił dziewczynkę i jej matkę. Odeszły od niego i zamieszkały z rodzicami Abigail. Marie zastanawiała się wielokrotnie, czy jej matka zrobiłaby dla niej to samo. Podejrzewała, że tak. Przez szesnaście lat pomagała jej. Lecz kiedy Mariette naprawdę potrzebowała pomocy, jej nie było.
Gdy widziała zakochanych ludzi zastanawiała się nad tym, jak to było w młodości jej rodziców. Myślała o tym, czy siedzieli na ławce, całowali się, przytulali. Kiedyś złapała się na wyobrażaniu sobie siebie. Siebie z jakimś zabójczo przystojnym brunetem, który tuli ją i mówi, że wszystko będzie dobrze. Wtedy właśnie po raz pierwszy odkryła, że potrzebuje miłości.
Weszła do swojego pokoju i podążyła do łóżka. Ubrania rzuciła w kąt i poklepała poduszkę. Zdecydowanie była twarda. Cieszyła się, że jej ojciec nie sprawdził pokoju. Mógłby znaleźć dwa tysiące, które były jej potrzebne na podróż do ciotki Stelli.
Pamiętała ciotkę jak przez mgłę. W jej pamięci wyryte były jednak długie, blond włosy i twarz pokryta zmarszczkami. Stella była siostrą jej matki, lecz pokłóciła się z nią dawno temu. Obiecała jednak Mariette, że zawsze jej pomoże. Co miesiąc przysyłała słodycze, a na urodziny Marie dostawała pieniądze. To wszystko działo się za plecami rodziców dziewczyny. Kilka tygodni przed śmiercią matki dziewczyny dowiedzieli się o tym, kiedy Mariette chciała zatelefonować do ciotki. Od dawna do niej nie pisała. Roberto uderzył ją wtedy po raz pierwszy.
Alyssa była racjonalną kobietą. Każdy kto ją znał dziwił się, że poślubiła tak skłonnego do nałogów mężczyznę. Już na pierwszej imprezie, gdzie spotkali się znajomi Alyssy i Roberto było pewne – to nie jest odpowiednia para. On już po godzinie nie był w stanie utrzymać się na nogach, a ona musiała go łapać i odprowadzić na górę, do sypialni. Opowiadała to córce wiele razy, kiedy kłóciła się z ojcem. Znajomi Alyssy dziwili się, jak tak piękna, kształtna brunetka może być z takim obdartusem. Tak go nazywali. Ze wszystkich przyjaciół kobiety najbardziej nienawidziła Roberto jej rodzina. Stella, jej siostra, oznajmiła zaraz po tym, kiedy przyszedł do ich domu, że ona nie ma zamiaru ratować jej tyłka, gdy ją uderzy. Jej matka była zdania, że jest narkomanem. Nikt, ale to nikt, nie miał dobrego zdania o Roberto Terrym.
Jakby na złość, Alyssa Kardashian już po pół roku znajomości zapragnęła zostać Alyssą Terry. I tak, miesiąc później, stanęła na ślubnym kobiercu w krótkiej, białej sukni. Na ceremonii było zaledwie dziesięć osób, rodzina kobiety zdecydowanie odmówiła przyjścia. Kiedy planowali ślub, liczyli na finansowe wsparcie osób ze strony Alyssy. Jak się okazało, sami musieli uzbierać na ślub kościelny, by uroczystości urządzić w domu. Tak więc, największym wspomnieniem ze ślubu jest gotowanie.
Mariette uwielbiała patrzeć na zdjęcie matki. Chciała wyglądać tak jak ona. Wysoka, długa szyja, delikatna uroda. Brązowe, długie włosy z jaśniejszymi pasmami, oczy w kolorze dojrzałej trawy. Duże piersi i spore biodra, lecz to wszystko dodawało jej kobiecości. Miała mały nos, taki sam jak Marie, jednak usta rudej były pełniejsze niż jej matki. Alyssa różniła się jeszcze jednym szczegółem – miała bardzo ciemną karnację, a Mariette była zniewalająco blada.
Dziewczyna chwyciła za niebieski zeszyt, ukryty pod poduszką. Chwilę później wyjęła długopis z piórnika i zaczęła pisać.
To koniec. Jutro uciekam. Nie pisałam o tym, bo bałam się, że On to przeczyta. A nie chcę, żeby wiedział. Próbowałby grać na moim sumieniu, tak jak to robił przez ostatnie miesiące.
Nie mam co ze sobą wziąć. Mało co nadaje się do patrzenia, a co dopiero noszenia. Nie wiem, gdzie w czasie podróży będę nocować. Nic nie wiem. Powinnam była zaplanować to już dawno i teraz mieć całkowity plan ucieczki. Ale nigdy nie myślałam, że tak to się skończy.
Nienawidzę Go. Dziś znów mnie uderzył.
Przeczytała całą notatkę, po czym skreśliła pierwsze zdanie. Zamiast niego dopisała: To początek. Czuła, że dopiero teraz zacznie życie. Jej egzystencja u ciotki Stelli musi być lepsza. Co niby miałoby być gorsze? Ciepłe obiady, miłość? Czy może normalne warunki do życia, nauki? Pomimo zadowolenia ze zbliżającej się podróży, czuła niepokój. Nie wiedziała jednak, czym był spowodowany. Tłumaczyła sobie, że przecież to daleka podróż, może jej zająć kilka dni. To był jej argument na strach. W rzeczywistości, w głębi siebie, wiedziała, że martwiła się o ciotkę. Od tak dawna do niej nie dzwoniła, a po śmierci siostry powinna bardziej interesować się siostrzenicą, która przecież została z Roberto-alkoholikiem-czyli-czarną-owcą-rodziny. Mariette jednak nie chciała zaprzątać sobie tym głowy. Wolała snuć wyobrażenia o jej nowym życiu. Miała przed oczami obraz ciotki Stelli, która wita ją w progu. Uśmiecha się i przeprasza, że nie pisała. A potem były już same szczęśliwe chwile. Zapisanie jej do nowej szkoły, gdzie wreszcie będzie mogła sobie znaleźć chłopaka, przed którym nie będzie wstydziła się tego, kim jest. Będzie mogła znaleźć sobie przyjaciółki, które nie będą jej wyśmiewały ze względu na strój, bo ubrania będzie kupowała ciotka, która od zawsze znała się na modzie. Bała się jednak odtrącenia przez społeczeństwo. Zastanawiała się, co powiedzą, gdy pokaże im, że mieszka z ciotką. Posypią się pytania, na temat tego, gdzie są jej rodzice. Obawiała się, że już w czasie podróży mogą zadać jej to pytanie. Miała gotową śpiewkę, że jest pełnoletnia. Wyrobiła sobie fałszywy dowód, co powinno, choć na pierwszy rzut oka, zmydlić oczy policji. W szkole jednak nie może tak powiedzieć. Będzie musiała kłamać, lecz przyzwyczaiła się do tego. Nie mogła już tutaj, w Little Rock, opowiadać jaką ma rodzinę. Postanowiła więc, że jej rodzice zginęli w wypadu i ciocia zaproponowała sądowi, że zaopiekuje się siostrzenicą.
Każdy, kto znał ciotkę Stellę, wiedział, że byłaby to prawda. Nikt nie podejrzewałby tej drobnej, miłej blondynki o inne zapędy niż opiekowanie się odrzuconym dzieckiem. Zresztą, jaka starsza kobieta nie skorzystałaby z okazji znalezienia sobie towarzyszki, która zarazem by ją odmładzała? Mogłaby mówić, że to jej córka, co odmłodziłoby ją o kilkanaście lat. Stella była starsza od Alyssy o piętnaście lat. O tej młodszej mówiono, że jest cudem, który Bóg zesłał na ich rodzinę. Kiedy Alyssa przyszła na świat, matka sióstr miała czterdzieści lat. Wiele osób było pewnych, że to Stella urodziła córkę, a jej matka udaje przed wszystkimi, że jest rodzicielką, by nie być uważaną za babcię. Jednak w Little Rock, a szczególnie tej dzielnicy, gdzie mieszkała rodzina Kardashianów, wszyscy o wszystkich plotkowali. Tak więc, Stella została matką Alyssy, co potwierdziło ich pojawianie się razem na placu zabaw czy w przedszkolu, gdzie starsza odprowadzała dziewczynkę. W rzeczywistości Stella kochała swoją siostrzyczkę, bo uwielbiała każde dziecko. Często popisywała się przed przyjaciółkami, że umie przewijać dzieci, karmić butelką czy usypiać siostrę. A Alyssa kochała Stellę, a szczególnie uwagę, jaką jej poświęcała.
Alyssa chciała wychować Mariette na taką idealną matkę, jaką była jej siostra, która pomimo zamiłowania do dzieci, nigdy nie urodziła. Dlaczego? Nie miała partnera, z którym chciałaby dzielić przyszłość. Z tego samego powodu krytykowała Alyssę, zarzucając jej łatwowierność i głupotę, biorąc za męża Roberto. To było najczęstszym tematem ich sporów. Ich matka zawsze mawiała do swego męża „Spójrz, jak jeden mężczyzna może podzielić dwie najlepsze przyjaciółki”. One jednak nigdy nie słuchały tego pod tym względem. Największa ich kłótnia odbyła się wtedy, kiedy Alyssa wytknęła Stelli, że może jest zazdrosna. Blondynka oczywiście zaprzeczyła, lecz zaczęła poważnie się zastanawiać, czy siostra nie ma aby racji. Doszła jednak do wniosku, że woli zostać starą panną, niż żoną Roberto.
Mariette zasnęła na twardej poduszce. Całą noc była niespokojna, wywracała się na łóżku, a najmniejszy szmer budził ją. Biorąc pod uwagę, iż leżała na poduszce z pieniędzmi w środku budziła się co kilka minut. Dopiero koło północy zwinęła się w kłębek pod poszewką i zasnęła spokojniejszym snem.
Obudziła się równo ze świtem. Słońce było delikatnie nad horyzontem, a gdy spojrzała na budzik ujrzała szóstą rano. Nie czekała długo, chwyciła torbę, którą spakowała dzień wcześniej i opróżniła poduchę. Dwa tysiące spoczęły w jej bagażu. Dołożyła tam kilka książek i ubrania, więc gdy zarzuciła ją na ramię, pociągnęło ją w dół. Postanowiła nie zważać na to i szybko ubrała się w czarne jeansy, potargane przez lata noszenia, i czarną bokserkę, która była kupiona kilka dni wcześniej na targu, za dziesięć dolarów. Podejrzewała, że top za niedługo najzwyczajniej w świecie potarga się, lecz nie zwracała na to uwagi. Chwyciła brązową, lekko wypraną kurtkę, po czym opuściła dom w ciszy. Ostatni raz rzuciła okiem na stary budynek, kiedy przechodziła przez ulicę.
Szła chodnikiem na dworzec kolejowy, lecz czuła się, jakby wszyscy ją obserwowali. Gdy zobaczyła budkę telefoniczną postanowiła – zadzwoni ostatni raz przed podróżą do ciotki. Zaczęła grzebać w torbie w poszukiwaniu pamiętnika. Dopiero po kilku minutach dotarło to do niej. Zostawiła go w domu. Przez chwilę chciała tam wrócić i go zabrać, ale istniało prawdopodobieństwo, że jej ojciec już nie śpi. Przeanalizowała w głowie całkowity plan wejścia, porwania pamiętnika i powrotu. Postanowiła, że to zbyt ryzykowne, więc ruszyła w stronę dworca centralnego.
Po dziesięciu minutach drogi zauważyła odpowiedni budynek. Wciągnęła powietrze i ruszyła w stronę kasy z biletami.
- Poproszę jeden bilet do Nashville. Najtańszy. – Starała się, by jej głos nie zadrżał i, ku zdziwieniu samej Mariette, udało jej się to.
Kasjerka, pulchna blondynka, zmierzyła ją spojrzeniem.
- Ile masz lat? – zapytała.
- Osiemnaście – odpowiedziała bez zająknięcia. Nauczyła się kłamać przez wszystkie miesiące opowiadania o tacie.
Kobieta zlustrowała ją jeszcze raz, od góry do dołu i podała jej bilet. Dziewczyna zapłaciła i odeszła w stronę peronu numer dziesięć, gdzie miała rozpocząć podróż do ciotki.
Minęła policjanta, który przechadzał się po peronie. Usłyszała głos, który dochodził z jego krótkofalówki.
- ...poszukujemy rudowłosej, wysokiej, bladej dziewczyny. Jeśli ją zobaczysz, przyprowadź ją do...
Mariette nie słuchała dalej. Przyspieszyła kroku, by policjant nie skojarzył jej z opisem zaginionej. Gdy oddaliła się na odpowiednią odległość wciągnęła głośno powietrze. Bała się, że ktoś ją powstrzyma. Nie chciała tego teraz. Teraz, gdy była tak blisko.
Weszła do zielonego pociągu. Przed nią kroczył biznesmen ubrany w czarny garnitur. Miał czarne, krótkie włosy i okulary na nosie. Ruszył w prawo, do tego samego przedziału co Marie.
- Przepraszam pana – zaczęła rozmowę. – Mogłabym pożyczyć od pana telefon? Jadę do ciotki, a zostawiłam telefon w domu.
Brązowe oczy mężczyzny posłały jej przenikliwe spojrzenie. Po chwili wyciągnął jednak telefon, dotykową Nokię, i dał dziewczynie zadzwonić. Wykręciła numer policji jak najszybciej mogła. Gdy tylko w słuchawce odezwał się męski głos zaczęła mówić.
- Dzień dobry. Nazywam się Mariette Terry. Jeśli jeszcze nie wie pan kim jestem, to koledzy za niedługo panu przekażą. Proszę jednak, by przeszukał pan mój pokój. Pod łóżkiem, jeśli można to tak nazwać, leży zeszyt. Niech pan zacznie czytać od mniej więcej... piętnastego lutego. Trzy miesiące temu. Nie powiem panu gdzie jadę. Nie powiem panu czym jadę. Wszystkiego się pan dowie, jednak zależy mi na tym, by nie był to dowód mojej ucieczki. Niech to będzie dowód zbrodni, jakiej dokonał mój ojciec. Do widzenia.
Telefon, który pożyczyła, oddała brunetowi. Patrzył na nią zdziwiony, lecz ona udawała, że nie wie o co chodzi. Zauważyła, że sprawdzał spis połączeń, gdy siadał na fotelu naprzeciw niej. Nie odezwał się jednak ani słowem, widząc trzy wybrane cyfry.



Stwierdziłam, iż zapytam was o zdanie na temat tego rozdziału. Rozdział drugi zacznę pisać podczas wakacji, ale nie wiem, czy opublikuję go. Zaznaczyłam to jako "Zakończone", bo będę zamieszczać dalsze części historii Simone. Very Happy Pochlebiło mi to, że Mel, Sand i kilku innym osobom się spodobało.
Mniejsza, odbiegam od tematu. Mam nadzieję, że ocenicie losy Mariette i to, jak to opisałam. Very Happy
Czekam.
Powrót do góry
Budoko
Administrator



Dołączył: 17 Kwi 2010
Posty: 120
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nie spodziewam się, być chciał wiedzieć...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 23:13, 30 Cze 2010    Temat postu:

Cóż Nikuś, zastanawiam się, co się stanie z Mariette. Nie mniej cały czas imię jej matki dawało mi subtelny sygnał - Budoko, weź się żesz w końcu za Ósmy Krąg!
Istna subtelność.

Ale sam tekst dobry. Jak to zazwyczaj, błędy pozostawiam Mel i Kiran Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Czw 12:58, 01 Lip 2010    Temat postu:

Imię matki dobrałam tak, aby pasowało do przesłania - Alyssa po grecku oznacza racjonalność. Wink
Mogę cię jedynie zapewnić, że to nie koniec wszystkich problemów Mariette, a jedynie początek.
Powrót do góry
Gość







PostWysłany: Czw 21:18, 01 Lip 2010    Temat postu:

Alyssa to po grecku racjonalność, naprawdę? Interesujące, interesujące.
Cytat:
Ściany były odrapane, pozostałości po białej tapecie w balony były

Cytat:
Pomieszczenie było małe, ledwie mieściło się w nim łóżko i biurko. Szafka stała wciśnięta w najdalszy róg. Każdy z mebli był

Powtórzenia.
Cytat:
Nogi miała podkulone pod brodę.

Ej, coś mi tu zgrzyta. "Podkulone pod brodę"? Spotkałam się z inną wersją, tyle że nie pamiętam, jaką. Kiranku...?
Cytat:
zarumienione policzki po których

Przecinek po "policzki".
Cytat:
smutek. Nawet kilka miesięcy temu nie była aż tak smutna.

To mi zalatuje powtórzeniem, sugeruję "smutna" zamienić na "przygnębiona".
Cytat:
Idź się wykąpać. Póki mamy

Proponuję połączyć to w jedno zdanie i kropkę zamienić na przecinek.
Cytat:
była mniej obskurna niż jej pokój, lecz był

Cytat:
jej tata usłyszał, że wyszła. Wolała, kiedy nie przychodził do jej

Cytat:
była, lecz nie w stosunku do nich. Była

Cytat:
jej rodzina. Stella, jej

Powtórzenia!
Cytat:
I tak, miesiąc później, stanęła

Bez przecinków.
Cytat:
uroczystości

Lepiej "uroczystość".
Cytat:
zmydlić

I znów lepiej byłoby "zamydlić".
Cytat:
tutaj

Jeszcze się w tym miejscu nie znalazła, więc "tam".
Cytat:
A Alyssa kochała Stellę, a

Powtórzenie.
Cytat:
Z tego samego powodu [Stella] krytykowała Alyssę, zarzucając jej łatwowierność i głupotę, biorąc za męża Roberto

Z tego wynika, że to Stella wyszła za Roberta.
Cytat:
starą panną, niż żoną Roberto

Bez przecinka.
Cytat:
Kobieta zlustrowała ją jeszcze raz, od góry do dołu

Tak samo jak wyżej.
Było jeszcze parę podobnych błędów, ale nie wypisywałam wszystkich.
Co do historii: czemu ta dziewczyna wcześniej nie powiadomiła policji? Ja tam bym nie miała ŻADNYCH skrupułów, bo mężczyzna, który bije swoją córkę, nie ma prawa nazywać się ojcem. Nie ma prawa. On nie jest ojcem, on jest potworem. Podjęłaś dość trudny temat, Nikuś, bo niełatwo jest przedstawić relacje dziecka z bijącym je rodzicem. A ja właściwie nie czułam współczucia dla Mariette, bo opisałaś to wszystko trochę... beznamiętnie. Nie potrafiłam się wczuć w tę dziewczynę, nie potrafiłam jej współczuć, bo jest ona dla mnie w pewnym sensie trochę bezosobowa i bezbarwna. Na początku skupiasz się na opisie pokoju, a moim zdaniem powinnaś pokazać uczucia Marie, jak to przeżywała, czy ją bolało, i tak dalej. Mnie osobiście nie przekonałaś. Powtarzam: to bardzo trudny temat. Osobiście bym temu nie podołała, a i ty musisz wcześniej popracować nad wzbudzaniem uczuć u czytelnika.
Podsumowując: nie jestem przekonana. Nie wczułam się w Mariette, kompletnie nie potrafiłam wykrzesać z siebie choćby litości i żalu. Przeczytałam, ot, tyle. Nikuś, przede wszystkim musisz popracować nad wzbudzaniem emocji u osób, które twoje teksty czytają. Gdy już będziesz wiedziała i zostaniesz upewniona przez parę osób, że dobrze sobie radzisz, popraw ten tekst. Bo fabuła sama w sobie jest w porządku. Tylko wykonanie pozostawia trochę do życzenia. Cóż, życzę powodzenia i weny! Całuję, Mel.
Powrót do góry
Gość







PostWysłany: Czw 21:27, 01 Lip 2010    Temat postu:

Tekst przeleciałam pobieżnie, ale rzuciło mi się w oczy coś, co mi się nie podoba. Raz, że trzysta dolarów to sporo kasy. I w zamianie na nasze złotówki, i tam. Inna wartość pieniądza.
A dwa, że lepiej brzmiałoby "Podkuliła nogi".
O tekście wypowiem się szerzej albo jutro, albo po wyjeździe, bo zwyczajnie jestem zabiegana, zamieszanie z pakowaniem etc.
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.starakartka.fora.pl Strona Główna -> Nika Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin